Mam koleżankę. Właściwie to bardziej znajomą niż koleżankę. Ale nie o tym chcę pisać.
Owa
koleżanka powtarza rok. Nie zaliczyła trzech przedmiotów, więc nie
dostała warunków. W tym semestrze ma tylko jedne zajęcia. Jedne zajęcia
czyli 90minut w tygodniu. Wykładu nie liczę, bo notatki ma z
poprzedniego roku więc nie chodzi, bo po co.
Mieszka na tyle
blisko Torunia, że mogłaby na te zajęcia bez problemu dojeżdżać. Ale jej
się nie chce, więc postanowiła wynajmować. Kawalerkę. Sama. Około
1000zł miesięcznie (minimum). Obiecała rodzicom, że będzie pracować. W
końcu będzie miała mnóstwo czasu. I obiecała pewnie jeszcze parę innych
rzeczy.
Pracy oczywiście nie znalazła. Rozumiem, że może ciężko
jest znaleźć pracę w "tych czasach". Rozumiem, sama szukałam takiej,
która nadawałaby się dla kogoś kto studiuje dziennie. Problem w tym, że
A. była już na kilku rozmowach kwalifikacyjnych i raz nawet już zaczęła
na szkolenie chodzić. I się rozmyśliła. Miała być opiekunką, ale nie, bo
w sumie to ona dzieci nie lubi. Miała pracować w restauracji - nie bo
jest za daleko od miejsca w którym mieszka. Miała pracować w telefonii
komórkowej - nie bo ona nie wysiedzi tyle w jednym miejscu.
Ja: A.
a może byśmy w wakacje pojechały za granicę na jakieś zbiory, skoro ty
masz tyle energii, że w miejscu usiedzieć nie możesz?
A.: Nieee, to zbyt męczące.
Ogólnie, każda praca jest nie dla niej. A biedni rodzice płacą.
No i niech by płacili. Problem jest w tym, że A. przyjeżdża do Torunia na 3 dni w tygodniu czasem na mniej, rzadko na więcej.
Właśnie
przyjeżdża...żeby chodzić na matematykę. Ale najczęściej nie chodzi. Bo
jej się nie chce. 90minut. Raz na tydzień. Jej się nie chce. Poza tym:
A.:
U (nazwisko prowadzącej ćwiczenia) i tak się niczego nie nauczysz. Ona
sama nie ogarnia tych zadań. No Karolina, powiedz, że mam rację.
Ja: Wiesz, mnie jakoś nauczyła. Poza tym mogłaś zapisać się do kogoś innego.
Tu najczęściej następuje zmiana tematu.
Ja
rozumiem, że może coś w życiu pójść nie tak. Sama zdawałam warunek.
Znam wiele osób, które powtarzają rok. Ale nie mogę zrozumieć takiego
zachowania. Pierwsze kolokwium nie zdane. Na poprawkę nawet nie poszła.
Załatwiła sobie zwolnienie lekarskie. Czy zda kolejne podejście?
Jeśli
dalej będzie tak imprezować to wątpię. Bo właśnie po to studiuje
(według mnie). Przyjeżdża i zamiast na zajęcia idzie na imprezę. I tak
przez te trzy dni.
Dziwie się rodzicom.
Ale poza tym, że się dziwię, zastanawia mnie coś jeszcze.
Jak można być aż tak nieodpowiedzialnym? Czy w wieku dwudziestu lat nie wypada już czasem chociaż trochę myśleć o konsekwencjach swojego zachowania? Czy w tym wieku nie powinno się już czasem być odpowiedzialnym za dane komuś słowo? Za swoją przyszłość?
Ktoś inny może nazwałby takie zachowanie beztroską. Ja najchętniej nazwałabym głupotą.
Może przemawia przeze mnie zazdrość? Może trochę tak.
I czekam kiedy to jej rodzice się zbuntują.
(A może też powinnam studiować w taki sposób? W końcu i tak nie zdziwię się, jeśli w przyszłości okaże się, że będziemy z A. pracować w jednym miejscu. Na kasie w Biedronce. Bo chyba kiedyś A. pracować będzie...)
*wpis może wyglądać jak obgadywanie, zapewniam jednak, że A. dobrze wie co myślę na temat jej zachowania