Pages - Menu

niedziela, 8 grudnia 2013

Studencka lodówka


Student... Jaki jest? Cech pewnie możemy wymienić wiele. Chociaż wiem, że uogólniać nie można, to myślę że określenia takie jak: niewyspany, leniwy, bez pieniędzy można przyporządkować do wielu studentów. Jaki jeszcze jest student?
Wiecznie głodny!

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/4/4c/Nissin_Raou.jpg
Głodny student głodnemu studentowi nie równy.

Obserwując znajomych (i siebie) nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.
Nie każdy rozpoczynając studia potrafi gotować. Niektórych ratują domowe obiadki przywożone przy każdej okazji, inni radzą sobie przygotowując wykwintne dania w stylu "zupka chińska + kanapka". Popularne są też parówki, makarony, ryże. Im dłużej się studiuje tym bardziej zaawansowany poziom można osiągnąć.
Na sklepowych półkach pojawia się coraz więcej pomysłów na obiad z proszku - całkiem łatwy do przygotowania i do tego całkiem smaczny. Wystarczy odrobina chęci.
A właśnie, chęci. Bo są i tacy studenci, którzy może i byliby w stanie coś ugotować, ale im się nie chce. I raczej, że im się zachce marna szansa. Bo opanowali już sztukę przeżycia na cudzych obiadach, ewentualnie obiadach "przygotowywanych z kimś" (czytaj ktoś gotuje, leniuch dorzuca się tylko do składników). Gdy nie ma kto im obiadu ugotować zawsze pozostają lokale lub..kanapki.
Kolejną grupą są tzw. podjadacze. Sami nigdy niczym nie częstują, ale potrafią doskonale wyczuć cudzy obiad lub inną przekąskę, przy czym jedzą "tylko troszkę". Co bardziej zgłodniali mogą połakomić się nawet na zimne resztki (a tak, ostatnio był u mnie kolega, który zjadł zimny makaron z zimnym sosem do niego, czyli to co zostało z mojego obiadu, podobno nawet smakowało całkiem dobrze).
Czasami takie podjadanie wynika z tego, że student jak to student. Lubi imprezować. A imprezy kosztują. I tak oto pojawia się dylemat studenta-imprezowicza. Zostawić pieniążki na imprezę, czy może kupić coś do jedzenia?
Szczęśliwy student, który umie gotować i za co gotować ma. Gdy taki idzie akademikowym korytarzem nie da się go przeoczyć. Po zapachu można trafić do jego pokoju, inni studenci patrzą na obiady takiego z zazdrością i podziwem. I myślą sobie, co niektórzy, "ja też nauczę sie tak gotować". Najczęściej na myśleniu się kończy.
Co łączy te różne typy studentów? Podjadanie ;d Podczas oglądaniu filmów, podczas słuchania muzyki, odwiedzin znajomych, przy piwie, a nawet – gdy sesja już zaskoczy studenta – przy nauce.
I takim sposobem...
...lodówka staje się najczęstszym miejscem wędrówek studenta.
Na początku roku akademickiego lodówki w akademiku są zdecydowanie towarem deficytowym. Każdy próbuje jak najszybciej sobie jakąś załatwić, bo wiadomo, w październiku "ciepło" to i nawet parapet za lodówkę aż tak dobrze jak zimą nie służy. Chociaż z braku laku i kit dobry, i w sytuacji bez wyjścia nawet parapet się nada. Na moje, do takiego sposobu przechowywania żywności trzeba mieć stalowe nerwy. Za kazdym razem, gdy patrzę za okno i widzę produkty na parapetach, a w następnym momencie za oknem zauważę sympatycznie spoglądającego gołębia...
Wracając do tematu, na początku roku kto ma lodówkę to i ma władzę, bo się może zlitować i komuś coś przechować. A przy okazji na tym zyskać.
Kto silniejszy to może zyskać i na wnoszeniu lodówki na konkretne piętro. Podstawową jednostką płatności jest oczywiście piwo.
Różne lodówki już widziałam, nowe stare, oklejone papierem do pakowania, z naklejkami pokemonów. Do tej pory najdziwniejszą jaką spotkałam był wspominany już parapet, ale myślę, że moi znajomi jeszcze mnie zaskoczą. Co więcej czekam na to z niecierpliwością, co będzie co na starość wspominać. 

 Aż będzie tylko światło.  
http://cdn.toonvectors.com/images/35/16067/toonvectors-16067-460.jpg

Różne są etapy zawartości studenckiej lodówki. Najpełniejsza jest po przyjeździe z domu. Zapasy, zapasy, wszędzie zapasy. Co się nie mieści w lodówce wędruje na półki. Nie ma wtedy miejsca nawet na schłodzenie piwa. Całe szczęście miejsce takie można znaleźć już po paru dniach czy też raczej paru posiłkach. Jest to optymalny stan zapełnienia, gdzie mieści się zarówno jedzenie, jak i alkohol. Z czasem alkoholu mieści się więcej niż jedzenia, czyli widać pierwsze oznaki pustki. Co prawda nie ma co panikować, ale i cieszyć się nie ma czym. Pustka staje się coraz bardziej widoczna,

aż pewnego razu przychodzi ten dzień. Dzień, kiedy trzeba wykazać się kreatywnością i zrobić coś do jedzenia, gdy w lodówce ma się cebulę i margarynę. 

W moim przypadku właśnie dziś nastał ten dzień.Co prawda nie jest źle, bo jakby nie patrzeć coś oprócz światła w lodówce mam. Ale z moja kreatywnością kiepściutko chyba, więc i tak będę musiała zebrać w sobie jakąkolwiek chęć i pójść do sklepu albo..stać się podjadaczem.



8 komentarzy:

  1. Mnie kiedyś najbardziej rozbroiło gotowanie przez studentów parówek w czajniku ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moja koleżanka gotowała w czajniku makaron . .co prawda nie była trzeźwa, ale widać jak się chce to można ;D

      Usuń
  2. Dla chcącego... nic trudnego ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. hahaha :D u nas w lodówce miejsce na flaszkę zawsze musi być! nie wiadomo, kiedy alkohol może nas zaskoczyć swoją obecnością :D no i mamy też balkon- teraz jak znalazł :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w tamtym roku też miałam balkon...ale i lodówkę większą ;d teraz trzeba sobie radzić inaczej ;)

      Usuń
  4. Dziękuję za mały poradnik "jak przeżyć studia" Mam nadzieję że w październiku się przyda ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. póki nie zaczęłam studiować nie miałam pojęcia jacy kreatywni mogą być studenci ;d

      Usuń
  5. Bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń