Student... Jaki jest? Cech pewnie
możemy wymienić wiele. Chociaż wiem, że uogólniać nie można,
to myślę że określenia takie jak: niewyspany, leniwy, bez
pieniędzy można przyporządkować do wielu studentów. Jaki jeszcze
jest student?
Wiecznie głodny!
Głodny student głodnemu
studentowi nie równy.
Obserwując znajomych (i siebie) nie
mam co do tego najmniejszych wątpliwości.
Nie każdy
rozpoczynając studia potrafi gotować. Niektórych ratują domowe
obiadki przywożone przy każdej okazji, inni radzą sobie
przygotowując wykwintne dania w stylu "zupka chińska +
kanapka". Popularne są też parówki, makarony, ryże. Im
dłużej się studiuje tym bardziej zaawansowany poziom można
osiągnąć.
Na sklepowych półkach pojawia się coraz więcej pomysłów na obiad z proszku - całkiem łatwy do przygotowania i do tego całkiem smaczny. Wystarczy odrobina chęci.
Na sklepowych półkach pojawia się coraz więcej pomysłów na obiad z proszku - całkiem łatwy do przygotowania i do tego całkiem smaczny. Wystarczy odrobina chęci.
A właśnie,
chęci. Bo są i tacy studenci, którzy może i byliby w stanie coś
ugotować, ale im się nie chce. I raczej, że im się zachce marna
szansa. Bo opanowali już sztukę przeżycia na cudzych obiadach,
ewentualnie obiadach "przygotowywanych z kimś" (czytaj
ktoś gotuje, leniuch dorzuca się tylko do składników). Gdy nie ma
kto im obiadu ugotować zawsze pozostają lokale lub..kanapki.
Kolejną grupą są tzw. podjadacze. Sami nigdy niczym nie
częstują, ale potrafią doskonale wyczuć cudzy obiad lub inną
przekąskę, przy czym jedzą "tylko troszkę". Co bardziej
zgłodniali mogą połakomić się nawet na zimne resztki (a tak,
ostatnio był u mnie kolega, który zjadł zimny makaron z zimnym
sosem do niego, czyli to co zostało z mojego obiadu, podobno nawet
smakowało całkiem dobrze).
Czasami takie podjadanie wynika z
tego, że student jak to student. Lubi imprezować. A imprezy
kosztują. I tak oto pojawia się dylemat studenta-imprezowicza.
Zostawić pieniążki na imprezę, czy może kupić coś do jedzenia?
Szczęśliwy student, który umie gotować i za co gotować ma.
Gdy taki idzie akademikowym korytarzem nie da się go przeoczyć. Po
zapachu można trafić do jego pokoju, inni studenci patrzą na
obiady takiego z zazdrością i podziwem. I myślą sobie, co
niektórzy, "ja też nauczę sie tak gotować". Najczęściej
na myśleniu się kończy.
Co łączy te różne typy studentów?
Podjadanie ;d Podczas oglądaniu filmów, podczas słuchania muzyki,
odwiedzin znajomych, przy piwie, a nawet – gdy sesja już zaskoczy
studenta – przy nauce.
I takim sposobem...
...lodówka
staje się najczęstszym miejscem wędrówek studenta.
Na
początku roku akademickiego lodówki w akademiku są zdecydowanie
towarem deficytowym. Każdy próbuje jak najszybciej sobie jakąś
załatwić, bo wiadomo, w październiku "ciepło" to i
nawet parapet za lodówkę aż tak dobrze jak zimą nie służy.
Chociaż z braku laku i kit dobry, i w sytuacji bez wyjścia nawet
parapet się nada. Na moje, do takiego sposobu przechowywania żywności trzeba mieć stalowe nerwy. Za kazdym razem, gdy patrzę za
okno i widzę produkty na parapetach, a w następnym momencie za
oknem zauważę sympatycznie spoglądającego gołębia...
Wracając
do tematu, na początku roku kto ma lodówkę to i ma władzę, bo się
może zlitować i komuś coś przechować. A przy okazji na tym
zyskać.
Kto silniejszy to może zyskać i na wnoszeniu lodówki
na konkretne piętro. Podstawową jednostką płatności jest
oczywiście piwo.
Różne lodówki już widziałam, nowe stare,
oklejone papierem do pakowania, z naklejkami pokemonów. Do tej pory
najdziwniejszą jaką spotkałam był wspominany już parapet, ale
myślę, że moi znajomi jeszcze mnie zaskoczą. Co więcej czekam na
to z niecierpliwością, co będzie co na starość wspominać.
Aż
będzie tylko światło.
Różne
są etapy zawartości studenckiej lodówki. Najpełniejsza jest po
przyjeździe z domu. Zapasy, zapasy, wszędzie zapasy. Co się nie
mieści w lodówce wędruje na półki. Nie ma wtedy miejsca nawet
na schłodzenie piwa. Całe szczęście miejsce takie można znaleźć
już po paru dniach czy też raczej paru posiłkach. Jest to
optymalny stan zapełnienia, gdzie mieści się zarówno jedzenie,
jak i alkohol. Z czasem alkoholu mieści się więcej niż jedzenia,
czyli widać pierwsze oznaki pustki. Co prawda nie ma co panikować,
ale i cieszyć się nie ma czym. Pustka staje się coraz bardziej
widoczna,
aż pewnego razu przychodzi ten dzień. Dzień, kiedy
trzeba wykazać się kreatywnością i zrobić coś do jedzenia, gdy w
lodówce ma się cebulę i margarynę.
W moim przypadku właśnie
dziś nastał ten dzień.Co prawda nie jest źle, bo jakby nie
patrzeć coś oprócz światła w lodówce mam. Ale z moja kreatywnością kiepściutko chyba, więc i tak będę musiała
zebrać w sobie jakąkolwiek chęć i pójść do sklepu albo..stać
się podjadaczem.
Mnie kiedyś najbardziej rozbroiło gotowanie przez studentów parówek w czajniku ;-)
OdpowiedzUsuńmoja koleżanka gotowała w czajniku makaron . .co prawda nie była trzeźwa, ale widać jak się chce to można ;D
UsuńDla chcącego... nic trudnego ;-)
OdpowiedzUsuńhahaha :D u nas w lodówce miejsce na flaszkę zawsze musi być! nie wiadomo, kiedy alkohol może nas zaskoczyć swoją obecnością :D no i mamy też balkon- teraz jak znalazł :P
OdpowiedzUsuńw tamtym roku też miałam balkon...ale i lodówkę większą ;d teraz trzeba sobie radzić inaczej ;)
UsuńDziękuję za mały poradnik "jak przeżyć studia" Mam nadzieję że w październiku się przyda ;)
OdpowiedzUsuńpóki nie zaczęłam studiować nie miałam pojęcia jacy kreatywni mogą być studenci ;d
UsuńBardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń